sobota, 27 grudnia 2008

Poświątecznie

No i było trudno. Było smutno, przykro, obraźliwie... Ale o tym później...
A teraz...


wtorek, 23 grudnia 2008

Świątecznie...

Te święta będą dla mnie bardzo trudne. W zasadzie to będzie dla mnie porządna lekcja życia. A może nie będzie tak źle jak myślę...

WESOŁYCH ŚWIĄT !!!
:-)







poniedziałek, 22 grudnia 2008

Zima

No to mamy astronomiczną zimę. Bardzo cieszy mnie ten fakt, bo dzień będzie robił się co raz dłuższy. W tym roku, jak nigdy przedtem, szybko zapadający mrok przyprawiał mnie o zawrót głowy. Ok, rozjaśniać może się nawet dopiero o 7 rano, bo to zawsze wygodniej pod osłoną nocy wracać np. z imprezy, ale jasny dzień powinien trwać przynajmniej do 21-ej. Chyba się starzeję, bo kiedyś bardzo lubiłem ciemność i to nie koniecznie tylko w darkroom’ie.

Skoro mamy już zimę to i święta lada chwila. Niestety. W tym roku strasznie się ich boję i mam nadzieję, że szybko zlecą i wrócę czym prędzej do Wawki. Jutro, a właściwie to już dziś, jadę do mojego rodzinnego miasteczka i wręcz skaczę z radości, że będę mógł znowu zobaczyć moją zakłamaną rodzinkę. K…a!!! Za jakie grzechy ja tak mam się męczyć?! Zastanawiam się jaki numer odwali mi mój ukochany braciszek ze swoją gromadką. Nawet myśleć mi się o tym nie chce.

Myśl o świętach gnębiła mnie przez cały tydzień. Poprawiałem sobie humor beztrosko wydając kasę na ciuchy, bo co innego poprawia tak znakomicie nastrój ;-) Na stan konta wolę nie zerkać już w tym roku ;-)

No i rozwija się moja znajomość z S. Może wyjdzie z tego coś konkretnego. Hmmm… Zobaczymy… Po ostatnich doświadczeniach z AS jestem już jednak ostrożniejszy w lokowaniu uczuć, a kiedy na horyzoncie pojawia się ktoś z kim mógłbym stworzyć coś trwalszego, pojawiają się też dodatkowo wątpliwości. Zastanawiam się skąd to się bierze. Tak sobie myślę, że chyba jednak ze strachu. Chyba za długo byłem sam. Cholernie boję się zdrady, a przez to jestem wręcz chorobliwie zazdrosny.
Nawet nie balowałem w sobotę nigdzie, co przecież ostatnio sobie obiecałem po kilku kolejnych weekendach spędzonych na zajęciach. Spędziliśmy z eSikiem wspólny wieczór. Powiedzmy, że był to filmowy wieczór, ale taki repertuar to tylko ja mogłem dobrać. Od dawna zamierzałem obejrzeć w końcu „Salò, czyli 120 dni sodomy” ostatnie dzieło reżysera Piera Paolo Pasolini, a że słyszałem i czytałem o tym filmie, że jest delikatnie mówiąc pikantny, więc sądziłem, że będzie miło obejrzeć go razem.


Widziałem mnóstwo filmów, bardzo różnych filmów, ale ten mnie totalnie zaskoczył. Najgorsze pornole chowają się przy nim. Nie będę go streszczał, bo puściłbym pawia, w każdym bądź razie na kolację już ochoty nie mieliśmy. Przesłanie filmu jest ok, ale sposób w jaki to zrobił Pasolini chyba jednak nie do końca mi odpowiada. A muszę tu zaznaczyć, że jestem bardzo otwartym facecikiem i totalnie bezpruderyjnym, ale okazuje się, że są jednak jakieś granice. Ogólnie mówiąc film bardzo dobry, ale niesmaczny.


Jeśli ktoś ma ochotę go zobaczyć to na własną odpowiedzialność. Ja ani nie polecam, ani nie odradzam.
A dla rozluźnienia sytuacji to co lubię najbardziej ;-) Muszę koniecznie wrócić do tego serialu, bo zatrzymałem się na drugim sezonie...




No i znowu było filmowo...

wtorek, 16 grudnia 2008

Motylki

Nie ma co się rozpisywać. Motylki i już :-)

niedziela, 14 grudnia 2008

Jezus Chrystus Zbawiciel

Znowu będzie filmowo.
Trudno nie wspomnieć o tym niecodziennym dziele Petera Geyera. Trafiłem na niego przypadkiem i obawiałem się początkowo, że nie dotrwam do końca, ale okazało się, że to świetna produkcja. Trudno właściwie nazwać to filmem, ponieważ jest to zapis spektaklu gdzie jedynym aktorem jest kontrowersyjny Klaus Kinsky z mocno zaskakującym monologiem, który od czasu do czasu próbuje mu przerwać widownia. Jeśli ktoś po „Jesusie Chrystusie Zbawicielu” oczekuje tzw. „normalnego” filmu to będzie mocno zawiedziony.


Zastanawiam się jakie są reakcje wiernych słuchaczy radia Maryja po jego obejrzeniu i czy w ogóle ktoś z nich widział ten film. Pewnie gdybym wsłuchiwał się w fale bluźniercy Rydzyka to bym wiedział, ale nie kalam uszu fałszywą propagandą kościelną, tym bardziej na falach tego radia. Może to i szkoda.

Dziś miałem ostatni zjazd w tym roku i tego egzamin. Chyba poszło mi całkiem dobrze, ale na efekt będę musiał poczekać do przyszłego roku. Za tydzień wolny weekend, więc sobie odbiję kilka zaległych weekendów.

Rzuciłem palenie! Na razie nie palę od 5 dni, ale mam nadzieję, że uda mi się wytrwać. Jak na mnie to już i tak duży sukces. Nie jest łatwo. W sumie tak bardzo mnie ciągnie do palenia, bo używam plasterki antynikotynowe, które chyba jednak troszkę pomagają, ale brzuszek mi się zaokrągla, więc siłownia i basenik chyba mnie nie miną. Plaserki sprezentowałem sobie na mikołajki, a karnet będę musiał chyba sobie kupić na gwiazdkę. Tak to jest jak Mikołaj lata po innych, a do mnie trafia. Jak go dorwę to…

No i jeszcze jedna ważna informacja. W moim życiu pojawił się S. Trochę młodszy ode mnie, ale inteligentna i sprytna bestyjka. Co z tego wyjdzie czas pokaże. Chyba teraz nie ma co się na ten temat rozpisywać.

środa, 10 grudnia 2008

Filmowo

Kolejny weekend na zajęciach. Troszkę się z nich zerwałem, ale właściwie tylko po to, żeby napisać kolejne prace. Żałuję, że wcześniej się za to nie wziąłem, bo teraz miałbym więcej luzu.
Szczerze mówiąc to aż mnie skręcało, żeby gdzieś wyskoczyć, bo dawno już nigdzie nie szalałem, a i odreagować mijający tydzień się chciało. Za tydzień kolejne zajęcia, ale to już ostatnie w tym roku, więc będę miał weekend dla siebie. Ale za to w niedzielę spędziłem bardzo miły wieczór, więc nie mogę narzekać ;-)

Tydzień zaczął się filmowo. W poniedziałek rozdanie nagród im. Zbyszka Cybulskiego. Nagrodę zgarnął Maciek Stuhr i chyba mu się należało, chociaż odniosłem wrażenie, że cała ta impreza to takie towarzystwo wzajemnej adoracji. Na świeczniku oczywiście oprócz Maćka również jego ojciec, który mu tę nagrodę wręczał. Kamery celowały właśnie w nich. Mój wzrok natomiast przykuł Andrzej Kopiczyński, który krążył samotnie po sali bankietowej jakby zupełnie już zapomniany. Kiedyś słynny 40-latek, dziś dziadek, na którego dziennikarze zupełnie nie zwracali uwagi. Przykry widok. Natomiast żenującym widokiem była pewna elegancka pani, która skwapliwie pakowała bankietowe kanapeczki do swojej torebki. Właściwie to wcale mnie to nie zdziwiło, bo bywając od czasu do czasu na różnych bankietach widziałem już różne sytuacje, jak choćby znane osobistości, ludzie kultury na co dzień uważani niemal za bóstwa, a w sytuacji kiedy podaje się darmowe żarcie zachowują się jak stado wygłodniałych świń, którym napełniono koryta. Ludzie, którym nie jeden zazdrościłby pokaźnych sumek jakie zarabiają, zachowują się jakby nie jedli z tydzień. Taki to jest właśnie ten „wielki” świat.

Dziś, a właściwie to już wczoraj, wybrałem się na film „Mała Moskwa”.

Film jest świetny i naprawdę warto go zobaczyć, więc z czystym sumieniem mogę go polecić, a przy okazji jest to mała lekcja historii. Zaskakujące było to, że nawet gdy już rozbłysły światła w sali kinowej ludzie nadal siedzieli w fotelach, jakby próbowali się otrząsnąć po tym co zobaczyli. To film, który długo będę pamiętał.

sobota, 6 grudnia 2008

Mikołaj

Ciekawe, czy dziś przyjdzie do mnie... ;-)


czwartek, 4 grudnia 2008

LOS

To paskudne uczucie, kiedy człowiek zostaje pozostawiony sam sobie i musi decydować o losie drugiego, najbliższego człowieka. O losie własnego ojca. Niemal ze łzami w oczach musiałem podjąć niełatwą decyzję. Nawet pisać mi o tym trudno.
Chyba zauważył po mnie, że coś jest nie tak, kiedy byłem u niego w szpitalu. Najpierw się zamyślił, a potem zaczął nawet żartować, jakby chciał mnie pocieszyć albo ukryć swój niepokój. Nawet nie wspomniał mi, że chce już wyjść do domu, o czym mówił przy każdej mojej wizycie.
Na pewno jego wyrazu twarzy nie zapomnę do końca życia.



Kolejny raz przekonałem się, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu. W tak trudnych sytuacjach delikatnie umywają od wszystkiego ręce i z udawanym zatroskaniem podpytują się co mi udało się załatwić. Od obcych ludzi usłyszałem więcej dobrych rad niż od kochanej rodzinki. Najbardziej zaskoczyła mnie postawa mojego brata – obraz totalnej znieczulicy, jakby zupełnie nie obchodził go los własnego ojca.

Zastanawiam się co będzie kiedy mnie w końcu dopadnie starość. Czy będę mógł wtedy liczyć na czyjąś pomoc? Dzieci przecież mieć nie będę. Może to zbyt wcześnie, żeby teraz o tym myśleć, ale latka lecą, a w życiu różnie bywa. A może po prostu korzystać z życia póki jest się jeszcze w miarę młodym, bo potem będzie za późno?

Cholera, zaczynam łapać doła…

Oj, będzie się chciało…

Coraz częściej myślę o rzuceniu palenia. Przyjaciółka farmaceutka namawia mnie na plastry. Jakoś nie wierzę w te wynalazki, ale skoro kobiety mają takie zaufanie do plastrów antykoncepcyjnych to pewnie coś w tym jest. Brałem już różne prochy i nic, ale plasterków nie próbowałem. Jak nie spróbuję to się nie dowiem. Może być trudno, bo to zaraz święta, które de facto przyprawiają mnie o zawrót głowy i Sylwester się zbliża. Wiadomo, że przy alkoholu to się będzie chciało zapalić. Oj, będzie się chciało…

Cudowna fotka :-)

Ale jak będzie miło pocałować niepalącego faceta nie przejmując się, czy czuje z moich ust ten fatalny zapach. Zapach?! To przecież smród, a nie zapach!
K…a, nad czym ja się zastanawiam? Idę jutro kupić te j....e plasterki i zrobię sobie prezent na Mikołaja!

wtorek, 2 grudnia 2008

Ambitny plan

Ostatnio często myślę o tym, żeby zacząć chodzić na basen i siłownie. Tym bardziej, że mam całkiem blisko. Brakuje mi tylko chęci, bo plany to ja jak zwykle mam. Znowu ten mój słomiany zapał… Nie chodzi mi o to, żeby wyglądać jak mięśniak, ale chciałbym po prostu poprawić swoją kondycję, bo ta ostatnio jest raczej kiepska. Powodem są pewnie papieroski, które w ostatnim czasie palę prawię jeden za drugim i tłumaczę to tym, że pomagają mi się odstresować. Fakt, w jakiejkolwiek kryzysowej sytuacji od razu chwytam za paczkę. Powodów niby jest mnóstwo, ale powinienem jednak radzić sobie z nimi w inny sposób.

Jadąc wczoraj autobusem miałem sporo czasu na przemyślenia. Zacząłem podliczać sobie ile wydaje kasy na fajki i się przeraziłem. Wyszło mi, że miesięcznie wydaję ok. 450 zł., co w roku daje sumkę 6000zł. K…a!!! Przecież za tę kasę mógłbym sobie latać trzy razy w roku do ciepłych krajów i to All Inclusive!!!
Trzeba się wziąć za siebie jak tylko wrócę do Wawki, bo jak teraz tego nie zrobię to potem może być już za późno.
Do tego zaczyna mi cholernie przeszkadzać zapach dymu papierosów. To chyba dobry moment, by rzucić to dziadostwo.



W sumie to miło by było wyglądać jak gostek na fotce :P

Kurcze, boję się, że nie załatwię tego co miałem załatwić…
I ta wizja świąt…

Znowu coś fajnego znalazłem. Tym razem chyba na jakimś blogu.

- Na czym mam usiąść?
- Na tym co w tobie najpiękniejsze.
- Jesteś okropny!

poniedziałek, 1 grudnia 2008

Piwo...


Siedzę w autobusie jadącym w moje rodzinne strony i czekam na odjazd obserwując z nudów to co dzieje się za szybą autokaru. Do śmietnika przy przystanku podchodzi facet, całkiem schludnie ubrany choć w nieco przechodzonych ciuchach, na oko około czterdziestki. Spod pazuchy wyciąga kijek i zanurza go w śmietniku przewracając śmieci. Wyciąga z niego butelkę 0,33 Reeds,a w połowie pełną. Z niedowierzaniem obwąchuje szyjkę i zagląda do środka szkła niedowierzając, że to oryginalna zawartość. Delikatnie rozgląda się wokół, ale zupełnie nikt nie zwraca na niego uwagi, poczym szybko i łapczywie degustuje resztki piwa. Delikatnie wrzuca z powrotem opróżnioną butelkę, jakby nie chciał narobić hałasu i ze spokojną miną odchodzi.
Może ten facet był kiedyś młodym, przystojnym gejem..?

niedziela, 30 listopada 2008

Udało się

Ufff… Jakoś udało się przebrnąć przez egzaminy. Wyrwałem się pewniaczek na ochotnika jako jeden z pierwszych, a jak przyszło co do czego to ledwo mogłem wydobyć z siebie głos. Nie sądziłem, że w tym wieku takie egzaminy mogą aż tak stresująco na mnie działać. Ale i tak poszło całkiem dobrze, zważając na fakt, że nie przespałem całej nocy, żeby nadrobić moje lenistwo. No i Andrzejki mnie ominęły, ale czego nie robi się dla nauki :-)
To był tylko przedsmak tego co czeka mnie w dwóch kolejnych miesiącach. Mam nadzieję, że pójdzie mi równie dobrze, a nawet lepiej.

Kończy się weekend, kończy się miesiąc. Grudzień będzie dla mnie sporym wyzwaniem. Czy dam radę?

Zblazowana ciota

Czytając ostatnie moje wypociny dochodzę do wniosku, że zachowuję się jak zblazowana ciota. Czas najwyższy to zmienić. Dosyć użalania się nad sobą!

Miło zaskoczył mnie telefon od G.



Znamy się parę miesięcy, kilka razy się widzieliśmy. Fajny chłopaczek, całkiem w moim typie i do tego wiek zbliżony do mojego. Nareszcie, bo ostatnio to mi prawie sami małolaci wpadali ;-)
G ma pracujący weekend, więc o Andrzejkach może zapomnieć. Ja również, bo jutro szkółka i do tego egzaminy, a ja właściwie kompletnie jeszcze nie przygotowany. Zdążyłem tylko przed chwilą pracę kontrolną napisać, z którą mogłem już dawno się uporać. Leń ze mnie!!! Poza tym pogoda taka, że nie chce się dziś nigdzie wychodzić. To już kolejny telefon od G w momencie kiedy nie mamy dłuższego kontaktu ze sobą. Cholera, czyżbym czegoś nie zauważał? To całkiem do mnie podobne. Muszę koniecznie się z nim zobaczyć po moim przyjeździe z rodzinnego miaseczka.

No właśnie. W poniedziałek tam jadę. Mam nadzieję, że uda mi się załatwić to co powinienem, bo jak nie to czeka mnie cholernie nieciekawa sytuacja. Jakoś udawało mi się ostatnio spadać na cztery łapy w różnych kiepskich sytuacjach, więc może i tym razem mi się uda.

A teraz coś co znalazłem na profilu nie pamiętam już kogo :)

Co jest najśmieszniejsze w ludziach?
Zawsze myślą na odwrót:
- spieszy im sie do dorosłości, a potem wzdychają za utraconym dzieciństwem,
- tracą zdrowie by zdobyć pieniądze, potem tracą pieniądze by odzyskać zdrowie,
- z troską myślą o przyszłości, zapominając o chwili obecnej i w ten sposób nie przeżywają ani teraźniejszości ani przyszłości,
- żyją jakby nigdy nie mieli umrzeć, a umierają, jakby nigdy nie żyli...

Godne przemyślenia.

środa, 26 listopada 2008

Zima idzie i ...wspomnienie lata...

Chyba idzie zima. Dzień króciutki, za oknami sypnął śnieg i uparcie leży przyjmując syf warszawskich ulic. Brzydko, brudno i do tego zimno. Z sentymentem wspominam zimy dzieciństwa, kiedy śniegu było po kolana, czasami więcej, i z trudem ciągnęło się za sobą sanki. I ten blask popołudniowego słońca odbijający się przeróżnymi odcieniami czerwieni na horyzoncie...



Od paru dni za oknem na balkonie coraz częściej zauważam przylatujące ptaki. Srok nie lubię, ale sikorki są urocze. Bywają i inne, ale ornitologiem przecież nie jestem i nie muszę umieć je nazwać. Przylatują, rozglądają się i lecą sobie dalej. Beztroskie życie czy próba poradzenia sobie z głodem?
Niewątpliwie kończy się powolutku ten rok. Zaczyna się czas podsumowań i opracowywania postanowień na kolejny rok. A mnie przerażają zbliżające się święta. Nie wiem jak je spędzę, nie wiem z kim, nie wiem gdzie. Boję się je zaplanować. Takie chwile powinno się spędzać z najbliższymi. Czyli właściwie z kim? Skomplikowana sytuacja rodzinna, jaka powstała po chorobie jedynego rodzica, który mi pozostał, nie napawa mnie optymizmem. Właściwie to zamknąłbym się tu w Wawce w czterech ścianach i po prostu przeczekał ten okres, ale wiem, że to by mnie tylko zdołowało. Muszę tam jechać, chociażby po to, żeby komuś było odrobinę lżej w tej kiepskiej sytuacji. Przykre to będą święta… Kolejne…Znowu przypominają mi się kolejne obrazy z dzieciństwa, kiedy jako beztroski, młodziutki chłopiec czekałem z niecierpliwością na ten najpiękniejszy (tak wtedy myślałem) okres w roku – choinka, prezenty, ciasta i inne smakołyki, których na co dzień przecież nie było, świąteczny program w tv (kiedyś był tylko jeden program, potem dwa). Czuło się atmosferę świąt. A teraz? Świąteczne promocje, wyprzedaże, komercja, komercja, komercja… i wszyscy z przerażeniem patrzą na stan konta. Dostałem propozycję wyjazdu do Tunezji na święta i sylwestra od mojego byłego. Ale czy w mojej sytuacji ma to sens? Poza tym wyjazd nim nie należałby przecież do najbardziej sympatycznych, a do tego ten wyjazd trzeba przecież będzie spłacić. Nie! Wystarczy mi już długów. Nie jadę! Ale jednak słoneczna plaża kusi…

Jeśli i ja zrobię podsumowanie tego roku to na pewno uznam, że był to rok udany. Pomimo wielu przykrych i dotkliwych zdarzeń, które się wydarzyły mogę stwierdzić, że ten rok należał jednak do wyjątkowych. Wiele się wydarzyło, dużo przeżyłem, troszkę zmian nastąpiło. Dawno tak nie miałem. Ale na podsumowanie tego roku być może przyjdzie jeszcze czas, bo przecież jeszcze wciąż trwa i może mnie jeszcze czymś zaskoczyć.

Pisałem ostatnio o TGR. Chyba nic z tego nie będzie. On żyje we własnym świecie, do którego trudno byłoby mi się dostosować. A może jest zupełnie odwrotnie? Faktem jest, że specjalnie się nie postarałem, żeby się o tym przekonać. To właśnie jestem cały JA. Jak zwykle mój słomiany zapał napisał kolejny odcinek scenariusza z mojego życia. Czasami zadaję sobie pytanie: Czy ja naprawdę chcę związku? Znalazłem nawet na to odpowiedź: Chciałbym, ale się boję. Czego? Zdrady (mojej lub jego), znudzenia, ograniczenia…

Szczerze mówiąc ciągle jeszcze myślę o AS. To był WYJĄTKOWY facet!!!

Poznaliśmy się na jednym z portali. Od pierwszego spotkania widywaliśmy się niemal codziennie. Nie trwało to długo, bo niecały miesiąc, ale to była bardzo intensywna znajomość. Bardzo szybko przywiązałem się do niego. Miał na mnie bardzo duży wpływ. I to pozytywny. Dla niego byłem gotów na wiele wyrzeczeń. To dzięki niemu postanowiłem coś w życiu zmienić, chociaż bez niego to już nie to samo. Wiele razy dawał mi do zrozumienia, że nie chce się wiązać. Może bał się jak ja teraz? Różniła nas sfera seksualna i chyba to był główny problem. Pod tym względem pewnie byśmy się nie dopasowali. Mimo wszystko przeżyłem z nim kilka pięknych chwil, których nigdy w życiu nie zapomnę. Tego nie da się zapomnieć!Któregoś ciepłego, lipcowego dnia leżeliśmy sobie nad Wisłą wygrzewając swoje ciałka na słoneczku. Po chwili AS przytulił się, położył głowę na moim ramieniu i poczułem jak łzy spływają po jego twarzy. Spytałem go co się dzieje, ale on tylko pokręcił głową. Zrozumiałem, że walczy z uczuciem. On naprawdę nie chciał się wiązać i próbował mi to nawet wytłumaczyć, ale byłem za bardzo nim zaślepiony, by go zrozumieć. A może do tej pory nie wiem o co tak naprawdę chodziło? Faktem jest, że któregoś pięknego poranka AS pod byle pretekstem definitywnie zerwał ze mną znajomość i straciliśmy ze sobą kontakt. Właściwie to on nie chciał się ze mną kontaktować, bo ja próbowałem licząc, że może jednak… To rozstanie nie należało do najprzyjemniejszych i mam wrażenie, że AS chciał by takie było. Być może zrobił to celowo, bo później byłoby jeszcze trudniej. Może zrobił to dla mojego dobra? Mimo wszystko długo nie mogłem się potem pozbierać. Problem w tym, że minęło już kilka miesięcy, a ja wciąż o nim myślę. Gdzieś tam głęboko w moim serduchu ma nadal swoje miejsce, bo JEGO trudno tak po prostu wymazać z pamięci. Nie wiem co by było gdybym go teraz spotkał. Pewnie jestem naiwny, ale wciąż tli się we mnie jakieś uczucie do niego.

Cholernie za nim tęsknię...

wtorek, 21 października 2008

Przeprowadzka i...

Troszkę sobie ostatnio pomarudziłem, ale naprawdę nie byłem w najlepszym nastroju. Jest mi nawet głupio po tym co napisałem, ale nie żałuję, bo postanowiłem, że już NIGDY nię będę niczego w życiu żałował. Po co przejmować się czymś co już minęło skoro i tak nie można tego zmienić. Owszem, można zmienić tekst, tylko po co? Tak się wtedy czułem i nie ma co się oszukiwać, że było inaczej. Teraz już jest troszeczkę lepiej...

W każdym bądź razie nowy miesiąc zaczął się od zmian i to jak na mnie dużuch zmian. Zaczął się od przeprowadzki. W końcu po ponad ośmioletnim pobycie w Warszawie mieszkam sobie sam. Nikt się nie kręci, nikt nie przeszkadza, nie ma kolejki do łazienki, mogę robić co mi się podoba i nie muszę się wk...ć i zaciskać zęby, że ktoś znowu czegoś po sobie nie posprzątał. Poczułem nareszcie smak wolności. Kosztownej oczywiście, bo wynajęcie takiego mieszkania to przecież nie małe pieniądze, ale może warto wydawać tę kasę, żeby trochę pooddychać "świeżym powietrzem" i mieć przestrzeń dla siebie, której tak bardzo mi wcześniej brakowało. O prywatności nawet nie wspomnę.

Ale chyba najważniejszym wydarzeniem ostatnich dni jest chyba poznanie TGR. Zaczepił mnie na czacie. Miałem w nicku "związek" czy coś takiego. Fajnie nam się rozmawiało, do tego stopnia, że wymieniliśmy się linkami na "naszej klasie" i już nie byliśmy dla siebie zupełnie obcy. Jeszcze tego samego wieczora, a właściwie to już nocy, rozmawialiśmy przez telefon. Efektem tego wszystkiego była moja wizyta w ostatnią sobotę u niego w mieszkaniu. TGR jest młodszy ode mnie chyba ze trzy lata. Jak na faceta w tym wieku bardzo wiele przeszedł i dużo doświadczył. Rozmawialiśmy chyba do 5 rano. A było o czym, ponieważ razem mamy styczność ze światkiem mediów (on znacznie więcej), więc obgadaliśmy chyba wszystkie gwiazdy, które obecnie są gdzieś na topie lub są wciąż obecne na plotkarskich portalach. Nie zabrakło też bardziej poważnych tematów. Żałowałem tylko, że byłem mało przytomny z powodu ubiegłonocnego bankietu, ale jak na takie hulanki i tak dobrze się trzymałem. TGR mnie zafascynował swoją dojrzałością, mądrością, inteligencją, wrażliwością... Ten facet ma charakter - trudny, ale ma. Nie jest nijaki, nie jest pospolity, nie jest mdły i plastikowy. Jest inny. Jest przede wszystkim sobą. Nie udaje. Nasze nocne rozmowy zakończyliśmy w ...łóżku. Żeby było ciekawiej to nie było żadnego seksu. Zasnęliśmy wtuleni w siebie i tak prawie do godziny 14 w niedzielę. Jak mi tego brakowało.... Wczoraj późnym wieczorem zadzwonił, żeby powiedzieć "dobranoc". To było bardzo miłe.

Czy coś z tego wyjdzie? Sam sobie zadaję to pytanie. Chciałbym.... Potrzebuję faceta, który coś wniesie w moje życie, który będzie blisko, który będzie szczery... Chcę kochać i być kochanym... Boję się jednak, bo zawsze jak spotykam kogoś wartościowego to ciągle coś nam staje na drodze. A może nie powinienem się bać tylko sam się wziąć w garść i starać się, by nie stracić takiego człowieka?

poniedziałek, 29 września 2008

Chaos

Od czegoś trzeba zacząć, a z tego co mi wiadomo to na początku był przecoeż chaos. W moim życiu jest on wciąż obecny, więc od tego też niech zacznie się móje pisanie - przynajmniej w tytule.

To moje kolejne podejście do pisania bloga, więc nie wiem jaki będzie efekt. Faktem jest, że jest mi teraz poprostu smutno i chciałbym się komuś wyżalić, ale niestety nie mam komu, więc niech to pisanie będzie sobie formą terapii. Może pomoże...



Fotka powyżej całkiem fajnie odzwierciedla mój obecy nastrój...

A dlaczego mi tak smutno?

Właściwie to głównym powodem jest chyba samotność. Tak, w moim życiu gdzie wokół mnie kręci się wciąż pełno ludzi jestem jednak samotny. Wiem, że to brzmi banalnie. Chyba jesienna aura mnie tak nastraja. Wciąż brakuje mi drugiej osoby, jej ciepła, czułości, miłości, bliskości... Zachowuję się jak zblazowana ciota, ...bo jestem ciotą, pedałem, gejem - jak zwał tak zwał. Jestem facetem, sypiam z facetami, jest mi z tym zupełnie dobrze i napewno nie mam przez to żadnych kompleksów. Nie zmienia to jednak faktu, że jakoś trudno znaleźć kogoś z kim czułbym się dobrze. Pewnie z wiekiem wymagania wzrastają...

Owszem, poznaję niekiedy fajnych facetów, ale okazywało się, że traktują mnie jak pogotowie seksualne, albo chcieli spotkać się tylko na raz w celu "zaliczenia", albo poprostu zabrakło chemii. Sam do świętych nie należę, ale nie lubię takiego traktowania sprawy.