sobota, 27 grudnia 2008

Poświątecznie

No i było trudno. Było smutno, przykro, obraźliwie... Ale o tym później...
A teraz...


wtorek, 23 grudnia 2008

Świątecznie...

Te święta będą dla mnie bardzo trudne. W zasadzie to będzie dla mnie porządna lekcja życia. A może nie będzie tak źle jak myślę...

WESOŁYCH ŚWIĄT !!!
:-)







poniedziałek, 22 grudnia 2008

Zima

No to mamy astronomiczną zimę. Bardzo cieszy mnie ten fakt, bo dzień będzie robił się co raz dłuższy. W tym roku, jak nigdy przedtem, szybko zapadający mrok przyprawiał mnie o zawrót głowy. Ok, rozjaśniać może się nawet dopiero o 7 rano, bo to zawsze wygodniej pod osłoną nocy wracać np. z imprezy, ale jasny dzień powinien trwać przynajmniej do 21-ej. Chyba się starzeję, bo kiedyś bardzo lubiłem ciemność i to nie koniecznie tylko w darkroom’ie.

Skoro mamy już zimę to i święta lada chwila. Niestety. W tym roku strasznie się ich boję i mam nadzieję, że szybko zlecą i wrócę czym prędzej do Wawki. Jutro, a właściwie to już dziś, jadę do mojego rodzinnego miasteczka i wręcz skaczę z radości, że będę mógł znowu zobaczyć moją zakłamaną rodzinkę. K…a!!! Za jakie grzechy ja tak mam się męczyć?! Zastanawiam się jaki numer odwali mi mój ukochany braciszek ze swoją gromadką. Nawet myśleć mi się o tym nie chce.

Myśl o świętach gnębiła mnie przez cały tydzień. Poprawiałem sobie humor beztrosko wydając kasę na ciuchy, bo co innego poprawia tak znakomicie nastrój ;-) Na stan konta wolę nie zerkać już w tym roku ;-)

No i rozwija się moja znajomość z S. Może wyjdzie z tego coś konkretnego. Hmmm… Zobaczymy… Po ostatnich doświadczeniach z AS jestem już jednak ostrożniejszy w lokowaniu uczuć, a kiedy na horyzoncie pojawia się ktoś z kim mógłbym stworzyć coś trwalszego, pojawiają się też dodatkowo wątpliwości. Zastanawiam się skąd to się bierze. Tak sobie myślę, że chyba jednak ze strachu. Chyba za długo byłem sam. Cholernie boję się zdrady, a przez to jestem wręcz chorobliwie zazdrosny.
Nawet nie balowałem w sobotę nigdzie, co przecież ostatnio sobie obiecałem po kilku kolejnych weekendach spędzonych na zajęciach. Spędziliśmy z eSikiem wspólny wieczór. Powiedzmy, że był to filmowy wieczór, ale taki repertuar to tylko ja mogłem dobrać. Od dawna zamierzałem obejrzeć w końcu „Salò, czyli 120 dni sodomy” ostatnie dzieło reżysera Piera Paolo Pasolini, a że słyszałem i czytałem o tym filmie, że jest delikatnie mówiąc pikantny, więc sądziłem, że będzie miło obejrzeć go razem.


Widziałem mnóstwo filmów, bardzo różnych filmów, ale ten mnie totalnie zaskoczył. Najgorsze pornole chowają się przy nim. Nie będę go streszczał, bo puściłbym pawia, w każdym bądź razie na kolację już ochoty nie mieliśmy. Przesłanie filmu jest ok, ale sposób w jaki to zrobił Pasolini chyba jednak nie do końca mi odpowiada. A muszę tu zaznaczyć, że jestem bardzo otwartym facecikiem i totalnie bezpruderyjnym, ale okazuje się, że są jednak jakieś granice. Ogólnie mówiąc film bardzo dobry, ale niesmaczny.


Jeśli ktoś ma ochotę go zobaczyć to na własną odpowiedzialność. Ja ani nie polecam, ani nie odradzam.
A dla rozluźnienia sytuacji to co lubię najbardziej ;-) Muszę koniecznie wrócić do tego serialu, bo zatrzymałem się na drugim sezonie...




No i znowu było filmowo...

wtorek, 16 grudnia 2008

Motylki

Nie ma co się rozpisywać. Motylki i już :-)

niedziela, 14 grudnia 2008

Jezus Chrystus Zbawiciel

Znowu będzie filmowo.
Trudno nie wspomnieć o tym niecodziennym dziele Petera Geyera. Trafiłem na niego przypadkiem i obawiałem się początkowo, że nie dotrwam do końca, ale okazało się, że to świetna produkcja. Trudno właściwie nazwać to filmem, ponieważ jest to zapis spektaklu gdzie jedynym aktorem jest kontrowersyjny Klaus Kinsky z mocno zaskakującym monologiem, który od czasu do czasu próbuje mu przerwać widownia. Jeśli ktoś po „Jesusie Chrystusie Zbawicielu” oczekuje tzw. „normalnego” filmu to będzie mocno zawiedziony.


Zastanawiam się jakie są reakcje wiernych słuchaczy radia Maryja po jego obejrzeniu i czy w ogóle ktoś z nich widział ten film. Pewnie gdybym wsłuchiwał się w fale bluźniercy Rydzyka to bym wiedział, ale nie kalam uszu fałszywą propagandą kościelną, tym bardziej na falach tego radia. Może to i szkoda.

Dziś miałem ostatni zjazd w tym roku i tego egzamin. Chyba poszło mi całkiem dobrze, ale na efekt będę musiał poczekać do przyszłego roku. Za tydzień wolny weekend, więc sobie odbiję kilka zaległych weekendów.

Rzuciłem palenie! Na razie nie palę od 5 dni, ale mam nadzieję, że uda mi się wytrwać. Jak na mnie to już i tak duży sukces. Nie jest łatwo. W sumie tak bardzo mnie ciągnie do palenia, bo używam plasterki antynikotynowe, które chyba jednak troszkę pomagają, ale brzuszek mi się zaokrągla, więc siłownia i basenik chyba mnie nie miną. Plaserki sprezentowałem sobie na mikołajki, a karnet będę musiał chyba sobie kupić na gwiazdkę. Tak to jest jak Mikołaj lata po innych, a do mnie trafia. Jak go dorwę to…

No i jeszcze jedna ważna informacja. W moim życiu pojawił się S. Trochę młodszy ode mnie, ale inteligentna i sprytna bestyjka. Co z tego wyjdzie czas pokaże. Chyba teraz nie ma co się na ten temat rozpisywać.

środa, 10 grudnia 2008

Filmowo

Kolejny weekend na zajęciach. Troszkę się z nich zerwałem, ale właściwie tylko po to, żeby napisać kolejne prace. Żałuję, że wcześniej się za to nie wziąłem, bo teraz miałbym więcej luzu.
Szczerze mówiąc to aż mnie skręcało, żeby gdzieś wyskoczyć, bo dawno już nigdzie nie szalałem, a i odreagować mijający tydzień się chciało. Za tydzień kolejne zajęcia, ale to już ostatnie w tym roku, więc będę miał weekend dla siebie. Ale za to w niedzielę spędziłem bardzo miły wieczór, więc nie mogę narzekać ;-)

Tydzień zaczął się filmowo. W poniedziałek rozdanie nagród im. Zbyszka Cybulskiego. Nagrodę zgarnął Maciek Stuhr i chyba mu się należało, chociaż odniosłem wrażenie, że cała ta impreza to takie towarzystwo wzajemnej adoracji. Na świeczniku oczywiście oprócz Maćka również jego ojciec, który mu tę nagrodę wręczał. Kamery celowały właśnie w nich. Mój wzrok natomiast przykuł Andrzej Kopiczyński, który krążył samotnie po sali bankietowej jakby zupełnie już zapomniany. Kiedyś słynny 40-latek, dziś dziadek, na którego dziennikarze zupełnie nie zwracali uwagi. Przykry widok. Natomiast żenującym widokiem była pewna elegancka pani, która skwapliwie pakowała bankietowe kanapeczki do swojej torebki. Właściwie to wcale mnie to nie zdziwiło, bo bywając od czasu do czasu na różnych bankietach widziałem już różne sytuacje, jak choćby znane osobistości, ludzie kultury na co dzień uważani niemal za bóstwa, a w sytuacji kiedy podaje się darmowe żarcie zachowują się jak stado wygłodniałych świń, którym napełniono koryta. Ludzie, którym nie jeden zazdrościłby pokaźnych sumek jakie zarabiają, zachowują się jakby nie jedli z tydzień. Taki to jest właśnie ten „wielki” świat.

Dziś, a właściwie to już wczoraj, wybrałem się na film „Mała Moskwa”.

Film jest świetny i naprawdę warto go zobaczyć, więc z czystym sumieniem mogę go polecić, a przy okazji jest to mała lekcja historii. Zaskakujące było to, że nawet gdy już rozbłysły światła w sali kinowej ludzie nadal siedzieli w fotelach, jakby próbowali się otrząsnąć po tym co zobaczyli. To film, który długo będę pamiętał.

sobota, 6 grudnia 2008

Mikołaj

Ciekawe, czy dziś przyjdzie do mnie... ;-)


czwartek, 4 grudnia 2008

LOS

To paskudne uczucie, kiedy człowiek zostaje pozostawiony sam sobie i musi decydować o losie drugiego, najbliższego człowieka. O losie własnego ojca. Niemal ze łzami w oczach musiałem podjąć niełatwą decyzję. Nawet pisać mi o tym trudno.
Chyba zauważył po mnie, że coś jest nie tak, kiedy byłem u niego w szpitalu. Najpierw się zamyślił, a potem zaczął nawet żartować, jakby chciał mnie pocieszyć albo ukryć swój niepokój. Nawet nie wspomniał mi, że chce już wyjść do domu, o czym mówił przy każdej mojej wizycie.
Na pewno jego wyrazu twarzy nie zapomnę do końca życia.



Kolejny raz przekonałem się, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu. W tak trudnych sytuacjach delikatnie umywają od wszystkiego ręce i z udawanym zatroskaniem podpytują się co mi udało się załatwić. Od obcych ludzi usłyszałem więcej dobrych rad niż od kochanej rodzinki. Najbardziej zaskoczyła mnie postawa mojego brata – obraz totalnej znieczulicy, jakby zupełnie nie obchodził go los własnego ojca.

Zastanawiam się co będzie kiedy mnie w końcu dopadnie starość. Czy będę mógł wtedy liczyć na czyjąś pomoc? Dzieci przecież mieć nie będę. Może to zbyt wcześnie, żeby teraz o tym myśleć, ale latka lecą, a w życiu różnie bywa. A może po prostu korzystać z życia póki jest się jeszcze w miarę młodym, bo potem będzie za późno?

Cholera, zaczynam łapać doła…

Oj, będzie się chciało…

Coraz częściej myślę o rzuceniu palenia. Przyjaciółka farmaceutka namawia mnie na plastry. Jakoś nie wierzę w te wynalazki, ale skoro kobiety mają takie zaufanie do plastrów antykoncepcyjnych to pewnie coś w tym jest. Brałem już różne prochy i nic, ale plasterków nie próbowałem. Jak nie spróbuję to się nie dowiem. Może być trudno, bo to zaraz święta, które de facto przyprawiają mnie o zawrót głowy i Sylwester się zbliża. Wiadomo, że przy alkoholu to się będzie chciało zapalić. Oj, będzie się chciało…

Cudowna fotka :-)

Ale jak będzie miło pocałować niepalącego faceta nie przejmując się, czy czuje z moich ust ten fatalny zapach. Zapach?! To przecież smród, a nie zapach!
K…a, nad czym ja się zastanawiam? Idę jutro kupić te j....e plasterki i zrobię sobie prezent na Mikołaja!

wtorek, 2 grudnia 2008

Ambitny plan

Ostatnio często myślę o tym, żeby zacząć chodzić na basen i siłownie. Tym bardziej, że mam całkiem blisko. Brakuje mi tylko chęci, bo plany to ja jak zwykle mam. Znowu ten mój słomiany zapał… Nie chodzi mi o to, żeby wyglądać jak mięśniak, ale chciałbym po prostu poprawić swoją kondycję, bo ta ostatnio jest raczej kiepska. Powodem są pewnie papieroski, które w ostatnim czasie palę prawię jeden za drugim i tłumaczę to tym, że pomagają mi się odstresować. Fakt, w jakiejkolwiek kryzysowej sytuacji od razu chwytam za paczkę. Powodów niby jest mnóstwo, ale powinienem jednak radzić sobie z nimi w inny sposób.

Jadąc wczoraj autobusem miałem sporo czasu na przemyślenia. Zacząłem podliczać sobie ile wydaje kasy na fajki i się przeraziłem. Wyszło mi, że miesięcznie wydaję ok. 450 zł., co w roku daje sumkę 6000zł. K…a!!! Przecież za tę kasę mógłbym sobie latać trzy razy w roku do ciepłych krajów i to All Inclusive!!!
Trzeba się wziąć za siebie jak tylko wrócę do Wawki, bo jak teraz tego nie zrobię to potem może być już za późno.
Do tego zaczyna mi cholernie przeszkadzać zapach dymu papierosów. To chyba dobry moment, by rzucić to dziadostwo.



W sumie to miło by było wyglądać jak gostek na fotce :P

Kurcze, boję się, że nie załatwię tego co miałem załatwić…
I ta wizja świąt…

Znowu coś fajnego znalazłem. Tym razem chyba na jakimś blogu.

- Na czym mam usiąść?
- Na tym co w tobie najpiękniejsze.
- Jesteś okropny!

poniedziałek, 1 grudnia 2008

Piwo...


Siedzę w autobusie jadącym w moje rodzinne strony i czekam na odjazd obserwując z nudów to co dzieje się za szybą autokaru. Do śmietnika przy przystanku podchodzi facet, całkiem schludnie ubrany choć w nieco przechodzonych ciuchach, na oko około czterdziestki. Spod pazuchy wyciąga kijek i zanurza go w śmietniku przewracając śmieci. Wyciąga z niego butelkę 0,33 Reeds,a w połowie pełną. Z niedowierzaniem obwąchuje szyjkę i zagląda do środka szkła niedowierzając, że to oryginalna zawartość. Delikatnie rozgląda się wokół, ale zupełnie nikt nie zwraca na niego uwagi, poczym szybko i łapczywie degustuje resztki piwa. Delikatnie wrzuca z powrotem opróżnioną butelkę, jakby nie chciał narobić hałasu i ze spokojną miną odchodzi.
Może ten facet był kiedyś młodym, przystojnym gejem..?