środa, 4 lutego 2009

Delfiny to rekiny-geje


Dziś w nocy skończyłem czytać „Berka” Marcina Szczygielskiego – gejowskiego Fredrę jak napisał jeden z recenzentów. To tak w ramach nadrabiania zaległości, bo przecież lepiej późno niż wcale. Hałasu wokół wydania tej ksiązki było tyle, że po prostu głupio nie poznać „Berka”. Pewnie dlatego jej wcześniej nie przeczytałem, bo szum wokół jakiejkolwiek sprawy, czy też porządna kampania reklamowa wywołuje u mnie odwrotny efekt.
Cieszę się, że ją w końcu przeczytałem, bo ubaw miałem przy tym niesamowity i żałuję, że muszę się już rozstać z bohaterami. Książka napisana świetnym językiem, odważnie poruszająca szereg tematów naszego środowiska, od której nie jest łatwo się oderwać. Super, że pojawiła się na naszym rynku wydawniczym, bo chyba jest to pierwsze wydawnictwo, które traktuje „te” sprawy w sposób otwarty i bez owijania w bawełnę.
W kolejce mam jeszcze kilka książek do przeczytania, więc biorę się do roboty. Może skuszę się na jakąś inną pozycję Marcina Szczygielskiego, bo pióro ma świetne.
A może ktoś coś poleci ciekawego?

3 komentarze:

Unknown pisze...

Oj w kwestii Berka widzę, że róznimy się diametralnie :D

To ja polecam Wilde'a - to jest LITERATURA! :)

SOSEGADO pisze...

Wojtku, dawno temu czytałem "Portret Doriana Graya" i szczerze mówiąc to już nie bardzo kojarzę o czym to było, a potem "De Profundis". Po tej ostatniej strasznie się zniechęciłem do Wilde'a. Poprostu nie lubię tak dołujących klimatów, ale jeśli to komuś nie przeszkadza to oczywiście również gorąco zachęcam do poczytania Oscara, bo warto.

Anonimowy pisze...

Szczygielski nie napisał niczego dobrego, Berek jest po prostu "najmniej zły". :-)